wtorek, 5 marca 2013

1. Niespodzianka


Biegłam po polanie. Przepięknej, bajecznie zielonej, miejscami obficie obsypanej żółcią i bielą polnych kwiatków. Dziwne, bo nie czułam ich zapachu, ale nie zastanawiało mnie to ani przez chwilę. Czułam się taka szczęśliwa, towarzyszyło mi to znane uczucie "motylków" w żołądku. Biegłam, a właściwie frunęłam przed siebie. Chciałam dotrzeć do celu jak najszybciej.
Nagle wszystko się zmieniło, świat zaczął wirować, wszystko się trzęsło. Spadałam. Leciałam w samolocie, a teraz on spadał z ogromną prędkością. "Zginę" – przemknęło mi przez myśl. Ujrzałam przed sobą parę oczu, wyjątkowo dużych, otoczonych gęstymi, długimi rzęsami. Troskliwe spojrzenie ciemnych oczu – już nigdy tego nie doświadczę?
Wstrząsy wezbrały na sile. Bałam się, tak strasznie się bałam!

Matko jedyna, czy wszystko z panią w porządku? Okej, mamy turbulencje, ale pani to się trzęsie chyba nie z tego powodu, hę? Bo ja to się nie znam za bardzo na tym, ale może lekarza zawołać, czy co?
Otworzyłam oczy, gwałtownie wyrywając moją świadomość ze snu. Ach, więc tylko mi się to śniło. Przeklęte latanie samolotami, chyba nigdy nie pozbędę się tej fobii. Po chwili dotarło do mnie, że mój współpasażer coś do mnie mówił. Odwróciłam się w jego stronę, patrzył na mnie z przejęciem.
- Wszystko w porządku, przepraszam, miałam zły sen – wymamrotałam, posłałam niemrawy uśmiech starszemu panu i spojrzałam w okno. Lądowaliśmy, nareszcie!
Spojrzałam na zegarek – była 6 rano. Doskonale, dotrę na miejsce przed 7, a więc wszyscy będą jeszcze spać w swoich pokojach. Moja niespodzianka powinna się udać!

***
Wysiadłam z taksówki, chwyciłam walizkę i pośpiesznie ruszyłam w kierunku bramy. Wystukałam hasło przy domofonie i drzwi zabrzęczały, oznajmiając mi, że wspólna willa chłopców stoi przede mną otworem. Po cichu przeszłam przedpokój, torbę z prezentem dla Zayna zostawiłam w spiżarni – kupiłam mu cały zapas jego ulubionego soku pomarańczowego Tymbark. Zayn twierdził, że tego napoju nie da się ani podrobić ani nic z tych rzeczy, taki jest tylko w Polsce i koniec. Poza tym zawsze powtarzał, że ten sok kojarzy mu się ze mną, bo towarzyszył zawsze naszym spotkaniom- nawet wtedy, gdy nie byliśmy ze sobą i nie mieliśmy pojęcia, że będziemy.
Zabrałam jedną pełną szklankę soku ze sobą i na palcach weszłam po schodach na górę. Pokój Zayna był ostatnim po lewej stronie korytarza. Mijałam po kolei pokoje reszty chłopców, wszystkie pozamykane, wszyscy spali. Błąd, jednak pokój Liama był otwarty, obudził się już, więc postanowiłam w takim razie przywitać się z nim najpierw. Leciutko zastukałam knykciami o futrynę i weszłam do środka. Liam siedział na parapecie, z kolanami podciągniętymi pod brodę.
- Cześć Liam, wybacz że pominę wylewne przywitanie i walnę prosto z mostu, ale co Cię gryzie?
- Millie! Mnie też bardzo miło Cię widzieć! - puściłam tę ironię mimo uszu i czekałam na odpowiedź na moje pytanie – nie mogłem już spać, a nie chcę hałasować tak wcześnie rano, więc sobie tu siedzę – powiedział wreszcie
- Mhm. A ja właśnie Ci uwierzyłam – prychnęłam
- Mówię poważnie. Tak się zamyśliłem... Nie patrz tak na mnie, Mills! No dobra, ostatnio nie układa mi się najlepiej z Danielle, ale to nic takiego, w każdym związku są i gorsze i lepsze dni, no nie? Nie martw się mną, wszystko jest w porządku – zapewnił
- No dobra, posłuchaj mnie. Teraz pójdę do Zayna i zostawię Cię w spokoju, ale nie myśl sobie, że na długo. Wrócę do Ciebie, wszystko mi powiesz i razem znajdziemy rozwiązanie problemów, tak?
- Ależ na prawdę nie ma takiej potrze... - zaczął Liam
- Jest. Cieszę się, że się ze mną zgadzasz. Jak zwykle. Do zobaczenia później – przerwałam i zanim zdążył znów zaprotestować, wymaszerowałam z jego pokoju i udałam się tam, gdzie moje serce wyrywało się rozpaczliwie od dwóch tygodni – do Zayna.


Uchyliłam drzwi modląc się w duchu, żeby tylko nie zaskrzypiały. Udało się, drzwi współpracowały ze mną. Zamknęłam je i na wszelki wypadek przekręciłam klucz w zamku. Postawiłam szklankę z sokiem na szafce nocnej i przykucnęłam przy łóżku, opierając brodę na złączonych dłoniach, patrzyłam na niego. Gdy spał, wyglądał tak niewinnie – miał zamknięte oczy, a długie rzęsy rzucały cień na zarumienione policzki. Rozczochrane kosmyki miękko opadały mu na nos. Poczułam przypływ ogromnej czułości. Ależ się za nim stęskniłam przez te 2 tygodnie rozłąki! Delikatnie, samą opuszką palca przejechałam po jego kości policzkowej. Ani drgnął. Nachyliłam się więc i pocałowałam w leciutko rozchylone usta. Powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem, a potem nagle rozbudził się całkiem i gwałtownie usiadł na łóżku, patrząc z wyrazem niebywałego zdumienia na twarzy.
- Millie! - ucieszył się i uśmiechnął szeroko – O mamo, to Ty! Ale jak...? Nie mówiłaś... Ale się cieszę! Chodź tu do mnie szybko! - jego potok słów rozlał się rozkosznie po całym moim umyśle. Boże, jaki miał seksowny głos. To co on i jego obecność robiła ze mną, było niesamowite.
Na czworaka przeczołgałam się po łóżku i wpadłam prosto w jego objęcia. Zaciągnęłam się ukochanym zapachem przytykając nos do jego szyi i zanurzyłam rękę w jego zmierzwionych włosach. Trwaliśmy tak przez chwilę w namiętnym uścisku i upajaliśmy wzajemnie własną obecnością. Podniosłam głowę by spojrzeć z minimalnej odległości prosto w jego cudowne oczy. Swoją drogą – mam nadzieję, że nie zrobiłam zeza, bo wyglądałabym wtedy beznadziejnie głupio.
Uśmiechnął się rozbrajająco i zetknął czoło z moim czołem.
- Piękniejszej pobudki nigdy jeszcze nie miałem – szepnął nie przestając się uśmiechać
- A to nie koniec niespodzianek – odparłam odwzajemniając uśmiech – spójrz – wyciągnęłam rękę, sięgnęłam po sok i przytknęłam Zaynowi do ust. Upił kilka łyków i odstawił szklankę. Chyba był zachwycony, uśmiechał się tak szeroko, że zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie ukrywał przede mną zdolności poszerzenia uśmiechu dookoła całej głowy.
Chwycił mnie pod brodę i przyciągnął do siebie. Pocałował mnie w czoło, w nos, a potem uniósł delikatnie moją twarz i przycisnął miękkie wargi do moich. Jak zwykle – całkowicie odleciałam. Dobrze, że siedziałam na łóżku, bo gdybym stała, z pewnością właśnie w tym momencie nagle okazałoby się, że moje nogi są wypełnione jedną wielką galaretką i zaraz bym leżała na ziemi jak długa.Smakował tak, jak zawsze – słodko i cudownie, a teraz jeszcze do tego pomarańczowo.
Moje usta, spragnione jego ust, żarliwie odwzajemniały pocałunek, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny, łapczywy. Jakbyśmy chcieli nadrobić te kilkanaście dni bez siebie. Przejechał językiem po moim podniebieniu, a ja poczułam ciarki biegnące mi wzdłuż kręgosłupa. Zatopiliśmy się w sobie bez reszty.
Pieścił dotykiem swych ust raz górną, raz dolną moją wargę, a na zakończenie pocałunku leciutko ugryzł mnie w dolną.
Ciekawe, czy wyglądałam teraz jak przygłup z zamglonymi oczami i bez świadomości? Bo tak właśnie się czułam. Całkowicie odpłynęłam całą sobą i wszystkimi zmysłami do krainy zwanej "Zaynlandia".
Na co dzień byłam twardą, pewną siebie, wygadaną dziewczyną. Z jednym małym wyjątkiem od tej charakterystyki. Ten mały wyjątek był 20-letnim mężczyzną, dla którego kompletnie straciłam swoją, ponoć trzeźwą, głowę. Brawa dla mnie i mojego trzeźwego myślenia – w chwilach gdy byłam z Zaynem, mogłam mojej "trzeźwej głowie" co najwyżej pomachać z daleka.
- Halo, ziemia do Emilly? Gdzie mi odpłynęłaś księżniczko? - rozbawił się Zayn odgarniając mi włosy z twarzy
- Niesamowicie śmieszne – burknęłam – to jest wyłącznie twoja wina
- I jest mi z tą świadomością winy bardzo dobrze, jeśli chcesz wiedzieć – uśmiechnął się łobuzersko.
- To wspaniale panie Casanovo – powiedziałam z udawaną ironią, po czym złapałam poduszkę i uroczo zdzieliłam nią tego cwaniaczka w głowę. Rozpoczęliśmy regularną wojnę na poduszki ignorując wczesną porę i wydając dzikie okrzyki radości.
Wreszcie, zmęczeni, opadliśmy na łóżko ciężko dysząc i wciąż śmiejąc się w najlepsze.

Nazywam się Emilly Collins i właśnie jestem najszczęśliwsza na świecie.
______________________________________________________________

Mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie mój debiut. Od siebie osobiście powiem - dobrze pisało mi się pierwszy odcinek. 
Chciałam być niekonwencjonalna, stąd pomysł, żeby zacząć opowiadanie w taki sposób -nie w schemacie : od czasów sprzed poznania się głównej bohaterki z Zaynem, poprzez pierwsze kontakty i zbliżenie się do siebie, po bycie razem. Tylko raczej jakby od środka. Przeszłość poznacie z czasem. Przyszłość oczywiście też.
Pozdrawiam!
X.