Biegłam po polanie. Przepięknej,
bajecznie zielonej, miejscami obficie obsypanej żółcią i bielą
polnych kwiatków. Dziwne, bo nie czułam ich zapachu, ale nie
zastanawiało mnie to ani przez chwilę. Czułam się taka
szczęśliwa, towarzyszyło mi to znane uczucie "motylków"
w żołądku. Biegłam, a właściwie frunęłam przed siebie.
Chciałam dotrzeć do celu jak najszybciej.
Nagle wszystko się zmieniło, świat
zaczął wirować, wszystko się trzęsło. Spadałam. Leciałam w
samolocie, a teraz on spadał z ogromną prędkością. "Zginę"
– przemknęło mi przez myśl. Ujrzałam przed sobą parę oczu,
wyjątkowo dużych, otoczonych gęstymi, długimi rzęsami. Troskliwe
spojrzenie ciemnych oczu – już nigdy tego nie doświadczę?
Wstrząsy wezbrały na sile. Bałam
się, tak strasznie się bałam!
- Matko jedyna,
czy wszystko z panią w porządku? Okej, mamy turbulencje, ale pani
to się trzęsie chyba nie z tego powodu, hę? Bo ja to się nie
znam za bardzo na tym, ale może lekarza zawołać, czy co?
Otworzyłam oczy,
gwałtownie wyrywając moją świadomość ze snu. Ach, więc tylko mi
się to śniło. Przeklęte latanie samolotami, chyba nigdy nie
pozbędę się tej fobii. Po chwili dotarło do mnie, że mój
współpasażer coś do mnie mówił. Odwróciłam się w jego
stronę, patrzył na mnie z przejęciem.
- Wszystko w
porządku, przepraszam, miałam zły sen – wymamrotałam, posłałam
niemrawy uśmiech starszemu panu i spojrzałam w okno. Lądowaliśmy,
nareszcie!
Spojrzałam na
zegarek – była 6 rano. Doskonale, dotrę na miejsce przed 7, a
więc wszyscy będą jeszcze spać w swoich pokojach. Moja
niespodzianka powinna się udać!
***
Wysiadłam z
taksówki, chwyciłam walizkę i pośpiesznie ruszyłam w kierunku
bramy. Wystukałam hasło przy domofonie i drzwi zabrzęczały,
oznajmiając mi, że wspólna willa chłopców stoi przede mną
otworem. Po cichu przeszłam przedpokój, torbę z prezentem dla
Zayna zostawiłam w spiżarni – kupiłam mu cały zapas jego
ulubionego soku pomarańczowego Tymbark. Zayn twierdził, że tego
napoju nie da się ani podrobić ani nic z tych rzeczy, taki jest
tylko w Polsce i koniec. Poza tym zawsze powtarzał, że ten sok
kojarzy mu się ze mną, bo towarzyszył zawsze naszym spotkaniom-
nawet wtedy, gdy nie byliśmy ze sobą i nie mieliśmy pojęcia, że
będziemy.
Zabrałam jedną
pełną szklankę soku ze sobą i na palcach weszłam po schodach na
górę. Pokój Zayna był ostatnim po lewej stronie korytarza.
Mijałam po kolei pokoje reszty chłopców, wszystkie pozamykane,
wszyscy spali. Błąd, jednak pokój Liama był otwarty, obudził się
już, więc postanowiłam w takim razie przywitać się z nim
najpierw. Leciutko zastukałam knykciami o futrynę i weszłam do
środka. Liam siedział na parapecie, z kolanami podciągniętymi pod
brodę.
- Cześć Liam,
wybacz że pominę wylewne przywitanie i walnę prosto z mostu, ale
co Cię gryzie?
- Millie! Mnie
też bardzo miło Cię widzieć! - puściłam tę ironię mimo uszu
i czekałam na odpowiedź na moje pytanie – nie mogłem już spać,
a nie chcę hałasować tak wcześnie rano, więc sobie tu siedzę –
powiedział wreszcie
- Mhm. A ja
właśnie Ci uwierzyłam – prychnęłam
- Mówię
poważnie. Tak się zamyśliłem... Nie patrz tak na mnie, Mills! No
dobra, ostatnio nie układa mi się najlepiej z Danielle, ale to nic
takiego, w każdym związku są i gorsze i lepsze dni, no nie? Nie
martw się mną, wszystko jest w porządku – zapewnił
- No dobra,
posłuchaj mnie. Teraz pójdę do Zayna i zostawię Cię w spokoju,
ale nie myśl sobie, że na długo. Wrócę do Ciebie, wszystko mi
powiesz i razem znajdziemy rozwiązanie problemów, tak?
- Ależ na
prawdę nie ma takiej potrze... - zaczął Liam
- Jest. Cieszę
się, że się ze mną zgadzasz. Jak zwykle. Do zobaczenia później
– przerwałam i zanim zdążył znów zaprotestować,
wymaszerowałam z jego pokoju i udałam się tam, gdzie moje serce
wyrywało się rozpaczliwie od dwóch tygodni – do Zayna.
Uchyliłam drzwi
modląc się w duchu, żeby tylko nie zaskrzypiały. Udało się,
drzwi współpracowały ze mną. Zamknęłam je i na wszelki wypadek
przekręciłam klucz w zamku. Postawiłam szklankę z sokiem na
szafce nocnej i przykucnęłam przy łóżku, opierając brodę na
złączonych dłoniach, patrzyłam na niego. Gdy spał, wyglądał
tak niewinnie – miał zamknięte oczy, a długie rzęsy rzucały
cień na zarumienione policzki. Rozczochrane kosmyki miękko opadały
mu na nos. Poczułam przypływ ogromnej czułości. Ależ się za nim
stęskniłam przez te 2 tygodnie rozłąki! Delikatnie, samą opuszką palca przejechałam po jego kości policzkowej. Ani drgnął.
Nachyliłam się więc i pocałowałam w leciutko rozchylone usta.
Powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem, a
potem nagle rozbudził się całkiem i gwałtownie usiadł na łóżku,
patrząc z wyrazem niebywałego zdumienia na twarzy.
- Millie! -
ucieszył się i uśmiechnął szeroko – O mamo, to Ty! Ale
jak...? Nie mówiłaś... Ale się cieszę! Chodź tu do mnie
szybko! - jego potok słów rozlał się rozkosznie po całym moim
umyśle. Boże, jaki miał seksowny głos. To co on i jego obecność
robiła ze mną, było niesamowite.
Na czworaka
przeczołgałam się po łóżku i wpadłam prosto w jego objęcia.
Zaciągnęłam się ukochanym zapachem przytykając nos do jego szyi
i zanurzyłam rękę w jego zmierzwionych włosach. Trwaliśmy tak
przez chwilę w namiętnym uścisku i upajaliśmy wzajemnie własną
obecnością. Podniosłam głowę by spojrzeć z minimalnej
odległości prosto w jego cudowne oczy. Swoją drogą – mam
nadzieję, że nie zrobiłam zeza, bo wyglądałabym wtedy
beznadziejnie głupio.
Uśmiechnął się
rozbrajająco i zetknął czoło z moim czołem.
- Piękniejszej
pobudki nigdy jeszcze nie miałem – szepnął nie przestając się
uśmiechać
- A to nie
koniec niespodzianek – odparłam odwzajemniając uśmiech –
spójrz – wyciągnęłam rękę, sięgnęłam po sok i przytknęłam
Zaynowi do ust. Upił kilka łyków i odstawił szklankę. Chyba był
zachwycony, uśmiechał się tak szeroko, że zaczęłam się
zastanawiać czy przypadkiem nie ukrywał przede mną zdolności
poszerzenia uśmiechu dookoła całej głowy.
Chwycił mnie pod
brodę i przyciągnął do siebie. Pocałował mnie w czoło, w nos,
a potem uniósł delikatnie moją twarz i przycisnął miękkie wargi
do moich. Jak zwykle – całkowicie odleciałam. Dobrze, że
siedziałam na łóżku, bo gdybym stała, z pewnością właśnie w
tym momencie nagle okazałoby się, że moje nogi są wypełnione
jedną wielką galaretką i zaraz bym leżała na ziemi jak
długa.Smakował tak, jak zawsze – słodko i cudownie, a teraz
jeszcze do tego pomarańczowo.
Moje usta,
spragnione jego ust, żarliwie odwzajemniały pocałunek, który z
każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny, łapczywy.
Jakbyśmy chcieli nadrobić te kilkanaście dni bez siebie.
Przejechał językiem po moim podniebieniu, a ja poczułam ciarki
biegnące mi wzdłuż kręgosłupa. Zatopiliśmy się w sobie bez
reszty.
Pieścił dotykiem
swych ust raz górną, raz dolną moją wargę, a na zakończenie
pocałunku leciutko ugryzł mnie w dolną.
Ciekawe, czy
wyglądałam teraz jak przygłup z zamglonymi oczami i bez
świadomości? Bo tak właśnie się czułam. Całkowicie odpłynęłam
całą sobą i wszystkimi zmysłami do krainy zwanej "Zaynlandia".
Na co dzień byłam
twardą, pewną siebie, wygadaną dziewczyną. Z jednym małym
wyjątkiem od tej charakterystyki. Ten mały wyjątek był 20-letnim
mężczyzną, dla którego kompletnie straciłam swoją, ponoć
trzeźwą, głowę. Brawa dla mnie i mojego trzeźwego myślenia –
w chwilach gdy byłam z Zaynem, mogłam mojej "trzeźwej głowie"
co najwyżej pomachać z daleka.
- Halo, ziemia
do Emilly? Gdzie mi odpłynęłaś księżniczko? - rozbawił się
Zayn odgarniając mi włosy z twarzy
- Niesamowicie
śmieszne – burknęłam – to jest wyłącznie twoja wina
- I jest mi z tą
świadomością winy bardzo dobrze, jeśli chcesz wiedzieć –
uśmiechnął się łobuzersko.
- To wspaniale
panie Casanovo – powiedziałam z udawaną ironią, po czym
złapałam poduszkę i uroczo zdzieliłam nią tego cwaniaczka w
głowę. Rozpoczęliśmy regularną wojnę na poduszki ignorując
wczesną porę i wydając dzikie okrzyki radości.
Wreszcie, zmęczeni,
opadliśmy na łóżko ciężko dysząc i wciąż śmiejąc się w
najlepsze.
Nazywam się Emilly
Collins i właśnie jestem najszczęśliwsza na świecie.
______________________________________________________________
______________________________________________________________
Mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie mój debiut. Od siebie osobiście powiem - dobrze pisało mi się pierwszy odcinek.
Chciałam być niekonwencjonalna, stąd pomysł, żeby zacząć opowiadanie w taki sposób -nie w schemacie : od czasów sprzed poznania się głównej bohaterki z Zaynem, poprzez pierwsze kontakty i zbliżenie się do siebie, po bycie razem. Tylko raczej jakby od środka. Przeszłość poznacie z czasem. Przyszłość oczywiście też.
Pozdrawiam!
X.